kieliszek degustacyjny na smyczy od Whisky Live Warsaw

Whisky Live Warsaw 2021

Podobnie jak na wielu innych branżowych wydarzeniach, tak na największym festiwalu whisky w Polsce, nie mogło nas zabraknąć. Dzięki zaangażowaniu i nieustępliwości organizatorów, po roku przerwy ponownie gościliśmy we wspaniałych murach Centrum Praskiego Koneser w Warszawie. Zapraszamy na relację z ósmej już edycji Whisky Live Warsaw.

Powalająca różnorodność

Podczas dwóch dni festiwalu podróżujemy między stoiskami kilkudziesięciu producentów i dystrybutorów, prezentujących ponad sto różnych marek, z których niemal każda kryje przynajmniej kilka etykiet. Mijamy ludzi i butelki z całego świata, a oprócz whisky, nie brakuje okazji do spróbowania ciekawych ginów, tequili, rumów i wielu innych destylatów pochodzących z krajów, które nie przychodzą do głowy jako pierwsze, jak np. Czechy czy Azerbejdżan.

Liczby te świadczą o popularności i wysokim statusie wydarzenia na naszym lokalnym rynku, co nie pozostaje niezauważone za granicami. Wielu wystawców jeszcze nie sprzedaje w Polsce swoich produktów, a targi, na których tak chętnie się pojawiają, są szansą na przekonanie do siebie konsumentów i znalezienie dystrybutora. Mnogość i różnorodność butelek rodzi też potrzebę przygotowania się do imprezy takiej jak Whisky Live Warsaw. Nasze doświadczenia, ale i zdrowy rozsądek, każą pogodzić się z myślą, że wszystkiego się nie spróbuje. Plan mamy zatem prosty – sprawdzić co nowego u znanych i lubianych, a do tego znaleźć kandydatów na nowości na półkach.

Brzmi ciekawie, ale jak to działa?

Być może mieliście już okazję uczestniczyć w festiwalu whisky, być może był to nawet WLW, ale jeśli nie, pewnie jesteście ciekawi na jakich zasadach odbywa się taki event. Mechanika tych wydarzeń jest zazwyczaj podobna. Tutaj na wejściu, po okazaniu biletu (możemy skorzystać z opcji jednodniowej), otrzymujemy pakiet zapakowany w bawełnianą torbę. Zawiera on kilka gadżetów, silikonową formę do kuli lodowej, przewodnik po festiwalu, butelkę wody, anty-kacowego shota od Alcorythm, a także najważniejsze – kieliszek degustacyjny, który towarzyszy nam przez cały czas. Mieści on porcję degustacyjną, liczącą około 20ml, symboliczną, ale pozwalającą zagłębić się w niuanse aromatów i smaków, więzionych dotychczas pod korkiem.

Zdecydowana większość odwiedzanych stoisk dysponuje przynajmniej jedną pozycją do spróbowania nieodpłatnie, w ramach biletu. Jak nietrudno zgadnąć, są to często edycje podstawowe, otwierające portfolio marki. Za te wyżej pozycjonowane, lub limitowane, musimy dopłacić specjalnymi bonami, zakupionymi na miejscu. Dobrze być na to przygotowanym, przy stoiskach nie obraca się gotówką. Dopłacamy od 5 do uwaga… 800zł za kieliszek, jak w przypadku 39-letniej Port Ellen wydanej w liczbie zaledwie 1500 butelek!

Dzień festiwalowy trwa około 7 godzin, warto więc znaleźć chwilę na odpoczynek przy orzeźwiającym koktajlu, czy kolację w jednym z licznych barów i restauracji w bezpośrednim sąsiedztwie festiwalu. Dla bardziej zaawansowanych użytkowników whisky, dobrą propozycją są również organizowane przez cały czas trwania imprezy, specjalne sesje masterclass. To degustacje w zamkniętym gronie, skupiające uwagę na konkretnej marce. Prowadzone w przestrzeniach odizolowanych od festiwalowego zgiełku, kameralne i pozwalające zgłębić wiedzę na temat wybranej marki, historii i szczegółów jej poszczególnych wypustów. Na degustacje masterclass obowiązują osobne pule biletów, to kilkanaście sesji odbywających się jedna po drugiej przez cały weekend, udział trzeba zaplanować z wyprzedzeniem.

Co dobrego, co nowego?

Na początek właśnie masterclass. Zaczynamy szkoleniem z Old Pulteney – jednej z naszych ulubionych, nadmorskich destylarni. To położona w mieście Wick, na dalekiej północy Szkocji, gorzelnia, którą mieliśmy okazję odwiedzić. Z przyjemnością korzystamy więc z zaproszenia i słuchamy uważnie, starając odświeżyć sobie pamięć i jeszcze raz spróbować czterech wariantów należących do tzw. core range – standardowej linii butelek tworzących trzon całego portfolio destylarni. W kieliszkach wersje 12-, 15- i 18-letnia, a także „Huddart” – świetna w stosunku jakości do ceny edycja, która mimo, że pozbawiona deklaracji wieku, oferuje ciekawą paletę aromatów za sprawą końcowego etapu maturacji, który to spędziła w beczkach po torfowej whisky AnCnoc z destylarni Knockdhu. Jako piąta zamykająca zestawienie, w kieliszku ląduje edycja specjalnie zabutelkowana dla Loży Dżentelmenów. To destylowana w 2006 roku whisky pochodząca z jednej beczki pierwszego napełnienia po bourbonie. Rozlana po 14 latach do zaledwie 240 butelek z mocą 53,4% stanowi gratkę dla fanów limitowanych edycji. Pełna aromatów dojrzałych owoców, moreli z odrobiną ziół. W smaku owoce nieco bardziej suszone, co zaskakuje, sporo soli, orzechy. Gorycz dębu i więcej soli na finiszu. Złożona i intensywna.

W Old Pulteney wędzonego słodu się nie stosuje, ale położenie na wybrzeżu to jedna ze składowych terroir, które znajduje swoje odzwierciedlenie w charakterze produkowanej tam whisky. Morska bryza i specyficzny słony posmak to wspólny mianownik właściwie wszystkich wypustów tej destylarni.

Godzina już uciekła, zamieniamy kilka słów, wrzucamy zdjęcia na instagramowe stories i ruszamy dalej, przed nami jeszcze sporo pracy.

Zwiedzanie czas zacząć

Zaglądamy na stanowisko Tudor House – organizatora festiwalu. Pełno tam butelek importowanych wyłącznie przez nich. Uwagę zwraca kilku młodych producentów, jak irlandzka Waterford, czy angielska (choć założona przez Polaków) Bimber Distillery. Ta druga była już w naszej ofercie, ale jej nowy Single Cask z beczki po sherry od razu zapisany został jako must-have na półce. Nie brakuje niezliczonych propozycji od Morrison’a – niezależnego bottler’a, którego serię Carn Mor, podobnie jak pozostałe, regularnie uzupełniamy o nowe etykiety. Dalej wędrujemy odwiedzając m.in. stoisko Teeling Whiskey, przy którym dobrze nam znany Conor Sweeney, pokazuje najnowsze wypusty tej niewielkiej irlandzkiej destylarni. Niezwykle rzadki Single Grain z pokaźnym oznaczeniem wieku 13 lat (w tym 4 lata finiszu w beczce po Cabernet Sauvignon) odczarowuje whisky zbożową, niesprawiedliwie według nas, traktowaną jako whisky drugiej kategorii. Próbujemy też świeżej, czwartej już edycji z serii Rennaissance, która ponownie zamknięta jako 18-letnia, ale tym razem finiszowana w beczce po francuskim Pineau des Charentes, urzeka wyjątkową karafką, ale co ważniejsze, doskonałym smakiem.

Butelka whisky Bimber Single Sherry Cask na tle stoiska festiwalowego
Jedna z 392 butelek whisky Bimber pochodzącej z beczki nr 42 po sherry.

Kolejne nowości

Sąsiednie stoisko przynosi jedną z największych niespodzianek festiwalu. Urocza para starszych już, ale pełnych energii Szkotów, prezentuje swoją niedawno otwartą destylarnię Lindores Abbey. Zlokalizowana w regionie Lowlands gorzelnia produkuje destylat lekki, kwiatowy, owocowy. Można przez to powiedzieć, że typowy dla tych okolic, ale gdy uświadomimy sobie że mamy do czynienia z whisky niespełna 4-letnią, ciekawość przybiera na sile. Próbujemy flagowego single malta, a także likieru na bazie new make spirit – świeżego, nieleżakowanego destylatu. Macerowany jest on ziołami i rodzynkami, dając efekt dotychczas niespotykany. Pierwsze wzmianki o produkcji „wody życia” w tym miejscu pochodzą z roku 1494! W powstaniu obecnie istniejącej destylarni niemałą rolę odegrał przypadek, który, na szczęście, pchnął właścicieli do podjęcia się tej inwestycji. Urzekająca historia sprawia, że spędzamy przy Lindores prawie godzinę. To wyjątkowa whisky, która na pewno zagości na naszych półkach.

Mnogość nowości i okazji do próbowania powoduje, że końcówka festiwalowego dnia przeznaczona zostaje na kuluarowe rozmowy, wymianę doświadczeń, poznawanie kolejnych reprezentantów przeróżnych działów branży alkoholowej. Festiwal równie mocno przyciąga bowiem konsumentów, co handlowców, hurtowników, detalistów (takich jak my), dziennikarzy i blogerów, przedstawicieli gastronomii i branży hotelarskiej.

Drugi dzień festiwalu

Dzień drugi przynosi nowe zaskoczenia, aż dziwne wydaje się, że tak ciekawe butelki nam wczoraj umknęły. Czeska destylarnia Stara Myslivecka, produkująca whisky znaną szerzej pod angielską nazwą Old Hunter’s, z okazji 500-lecia istnienia zaproponowała serię żytnich whiskey zamkniętych w piękne karafki jako 8-letnie single barrel, każda pochodząca z innej beczki. Zdecydowanie najbardziej smakowała nam wersja Pinot Noir, świetnie łącząca wytrawny charakter z owocową głębią i odrobiną słodyczy. Trzymamy kciuki za tę najstarszą gorzelnię w Europie, która pozostając niezależną, nadal nie znalazła dystrybutora w naszym kraju.

Dalej odwiedzamy m.in. Wolf&Oak, kraftową destylarnię z Dolnego Śląska, która pod jednym dachem łączy kilka marek tworzonych przez pasjonatów. Bogactwo etykiet w ich przypadku wręcz przytłacza, eksperymenty z różnymi surowcami, beczkami, alkoholami importowanymi i tymi destylowanymi na miejscu, likiery, nalewki, wódki, giny, właściwie wszystko co można sobie wymarzyć. Od niedawna ich butelki zdobią półki naszych sklepów, więc próbujemy kilku nowości i umawiamy się na odwiedziny destylarni.

Właściciel destylarni Wolf & Oak Michał Płucisz przy stoisku festiwalowym
Michał Płucisz – własciciel destylarni Wolf & Oak podczas prezentacji swoich produktów

To jeszcze nie koniec

Jednym z ostatnich przystanków jest jeden z naszych ulubionych Szkockich producentów whisky single malt. Glenfarclas to gorzelnia obchodząca w 2021 roku 185 lat istnienia. Dla uczczenia tej rocznicy zabutelkowano nawet specjalną edycję whisky, kupażowaną z destylatów pochodzących z każdej dekady od roku 1954 do dziś. Poznajemy bliżej globalnego brand ambasadora marki Iana McWilliam, który raczy nas odrobiną wersji 20- letniej zabutelkowanej w mocy beczki – 51,8%. Niedostępna w standardowym range’u produktów edycja dedykowana jest firmie Tudor House – organizatorowi festiwalu, której właściciel – Jarosław Buss podziela naszą sympatię do tej rodzinnej, niezależnej destylarni i regularnie butelkuje jej limitowane wypusty. Okazja jedyna w swoim rodzaju, bo whisky tę rozlano do zaledwie 300 ręcznie numerowanych butelek. Jedna z nich trafiła rzecz jasna na półkę jeszcze przed festiwalem.

Stoisko whisky Glenfarclas i ambasador marki Ian McWilliam
Global Brand Ambassador whisky Glenfarclas – Ian McWilliam prezentuje portfolio marki

Dalsze kroki kierujemy do szerzej rozpoznawalnych producentów. Trafiamy choćby na dotychczas niepróbowaną Wild Turkey Longbranch, czy najnowsze, dymne wersje Balvenie. Na koniec kosztujemy cygar z Dominikany, które doskonale sprawdzają się jako akompaniament dla ostatnich kieliszków.

Pamiątkowe zdjęcia i podziękowania pod adresem organizatorów zwiastują zakończenie tej wyjątkowej imprezy. Wracamy w doskonałych humorach, z kieszeniami wypchanymi wizytówkami. Pożegnalny drink w barze przed nocą w Moxy Warsaw Hotel, który serdecznie polecamy przy okazji wizyty w tej części stolicy.

To ostatni z festiwali w roku 2021. Zacieramy ręce na kolejne imprezy w nadchodzących latach, mając nadzieję, że nic nie zakłóci ich kalendarza.

Jeśli jesteś tutaj po raz pierwszy i chcesz bliżej poznać nasz asortyment, albo wpaść na najbliższą degustację, odwiedź nas w jednym z naszych sklepów!